W moim poprzednim wpisie o Matczyny work-life balanse zadeklarowałam, że spróbuję różnych metod by się ogarnąć. Było to prawie 2 lata temu. To mówi samo za siebie 🙂 Wiele metod odpadło na przedbiegach – jednak w moim przypadku sprawdziła się garstka– gdzie żadna z nich nie była wykonywana 100% wg. instrukcji. Dlatego przedstawię wam to, co mi pomogło oraz kiedy i jak tego używam – in real life.
Czego nawet nie próbowałam (ale mogłoby się sprawdzić u Ciebie)
Nie podchodziłam nawet do metod, w którym trzeba było ręcznie prowadzić listę / notatnik. Jestem osobą, która ciągle o czym zapomina – także pamiętanie by zabrać ze sobą ten mały zeszycik jest problemem. Dodatkowo jestem osobą leniwą – nawet jak już zapiszę coś w tym notatniku, nie zawsze chce mi się zanotować co skończyłam. Albo co mam zrobić, bo „przecież zapamiętam”. To takie błędne koło. Kiedyś co roku kupowałam kalendarz z wielkimi planami, że będę tam zapisywać i planować swój czas – nie wiem czy wytrwałam więcej niż kwartał. Więc jeśli masz tak samo (piątka!) – odpuść sobie takie metody. Jeśli jednak lubisz kalendarz i prowadzenie dziennika – polecam Bullet Jurnal (więcej informacji tutaj).
Metody, które zadziałały:
Harmonogram blokowy (block schedule)

Czyli podzielenie czasu na bloki. Pierwszy raz z tą metodą w kontekście dzieci i zarządzania czasem spotkałam się na kanale YouTube Jordan Page – obecnie mama 8 dzieci (!!). Podzieliła ona swój dzień na wzór planu lekcji – na 3 godzinne bloki, w których wykonuje określone czynności np. blok poranny, sprawunków czy pracy. W czasie trwania każdego z nich wykonuje tylko prace, które do niego należą. Np. w bloku porannym jest pościelenie łóżka, przygotowanie śniadania, zjedzenie tego śniadania, posprzątanie po śniadaniu, załadowanie pralki i zmywarki i wyprawienie dzieci do szkoły. W bloku sprawunków jest m.in. wizyty w sklepie, u lekarzy czy spotkania. Według tego planuje swój tydzień, wpasowując odpowiednie aktywności w wyznaczone bloki. Na początku i końcu każdego bloku ustawia alarm na telefonie by wiedzieć kiedy ma przejść do kolejnego.
Ponieważ jestem leniwa, nigdy nie spisałam planu dnia tą metodą. Jednak zauważyłam, że mój dzień naturalnie układa się w taki schemat. Wprawdzie nie dzielę swojego dnia w 3 godzinne bloki – to wiem, że w danym bloku (np. czas między odbiorem dzieci ze żłobka to ok. 18) mam czas tylko dla nich (ew. wspólne zakupy, które są dla nich rozrywką) i nie kombinuję by upchać tam coś więcej. Nauczyłam się, że nie dam rady nic innego w tym czasie i stresowanie się tym nie ma sensu. Pogodziłam się z tym, że czas na inne rzeczy muszę znaleźć w innych „blokach”. Świadomość tej oczywistej rzeczy sprawiła, że przestałam się martwić, że muszę coś zrobić czy stresować się, że dzieci jednak nie zabawią się same nawet 15 minut bym mogła coś zrobić. Jak się zabawią – super, jeśli nie – i tak nie planuje czasu, który nie wiem czy będzie mi dany.
Więcej na ten temat znajdziesz tutaj.

Time Boxing
Jest bardzo podobny do poprzedniej metody. Nie trzeba tutaj dzielić całego dnia a wyznaczyć tylko odpowiedni czas (box) na robienie danej rzeczy i tylko tej rzeczy. Nie muszę chyba wyjaśniać, dlaczego tej metody nie da się stosować, gdy dzieci są w domu i akurat nie śpią 😉. Jednak jest to bardzo fajne narządzie do organizowania czasu w pracy lub w czasie, gdy nie masz żadnych przerywników. Metoda ta zakłada, że wybieramy czynność, którą chcemy zrobić, ustawiamy twardo czas (np. godzinę) i przez ten czas wykonujemy tylko to zadanie. Po upływie tego czasu – zadanie kończymy w takim stanie jakim jest i albo robimy coś innego, albo urządzamy sobie przerwę. Tego sytemu używam jak mam wolne popołudnie ale muszę coś zrobić. By nie odkładać roboty na koniec – ani też nie złapać się na tym, że cały wolny czas pracowałam – dzielę te dwie rzeczy na cykle praca i odpoczynek. Np. sprzątam mieszkanie przez ok 30 minut (zazwyczaj jest to jeden filmik na YT z cyklu clean with me 😉). Po zakończeniu filmu – robię przerwę dla siebie. I pod koniec dnia mam posprzątane i wypoczęte.
Minimum time
Tą metodę wypracowałam sama – chociaż wydaje mi się, że gdzieś o tym czytałam. Sprawdza się, gdy wiem, że będę mieć czas na zrobienie czegoś – ale nie wiem czy będzie mi się chciało np. gdy dzieci pójdą już spać. Tą metodą znalazłam czas na dokończenie obrazu „malowanie po numerach”. Założyłam, że przynajmniej dwa razy w tygodniu, po tym jak moje dziecko idzie spać przeznaczam co najmniej 30 minut na malowanie. I to był czas minimum. Później, jeśli miałam ochotę – wydłużałam ten czas. Jeśli nie, po 30 minutach zamykałam farbki.

Pierwsza faza – początek, gdzie widać postęp.


Jak na pół roku od ostatniego zdjęcia postęp jest nikły.

Przy zastosowaniu 30 min + skończyłam obraz w niecałe 3 tyg.
Lista zadań

To jest może rzecz oczywista ale dla mnie niezwykle trudna. I do dziś jeszcze nie znalazłam wygodnego rozwiązania. Próbowałam zapisywać rzeczy do zrobienia na kartce/ w zeszycie. Ale nie zawsze mam go przy sobie – albo zapominam co miałam tam wpisać, albo nie chce mi się go szukać jak już coś mam wykreślić. Jak już wspominałam wcześniej – jestem leniwa :). Nie znalazłam także aplikacji na telefon, która by mi pasowa. Nadal szukam tej idealnej, która będzie nieskomplikowana i łatwo dostępna zarówno na telefon jak i na komputer. Nadal pozostaje problem, że często wpadam na pomysł / albo przypominam coś w sobie w momencie, kiedy nie mam przy sobie telefonu i nie mam jak tego zapisać. Ot, problemy mojego świata.
A wam? Jak wy organizujecie sobie czas? Udaje wam się znaleźć balans? Jakie metody udało wam się wypracować samemu by osiągnąć szczęście i poczucie, że wszystko jest zrobione. Czy może pogodziliście się z tym, nie można mieć wszystkiego na raz?
M